Akcja: Nie kradnij zdjęć!


wtorek, 27 lipca 2010

Znowu w domu

Trzęsło, warczało, znalazłem się w całkiem nowym miejscu. Nazywają to "działka" albo "ogródek" - nie wiem czemu, bo to dom, tylko trochę inny. Pachniało czymś zupełnie nieznanym, co chwila słychać było jakieś dziwne odgłosy, a najgorzej, jak zaczęło się takie coś, co stukało drobno, gęsto, cicho, ale stale. MOJA i Starsza mówiły na to: "Ale leje!" I lało tak wieczór, noc i cały dzień i następną noc, wreszcie rano przestało.
Do mieszkania miałem mniejszą klatkę, transporter, dywanik i jeszcze coś nowego - podusię taką mięciutką, że się na niej bardzo miło położyć! Ale za to jakie były pyszne rzeczy do jedzenia: podobno nazywają się krwawnik, trawa, babka i mlecz, wszystko świeże, zerwane w ogródku, ech, pychotka!



A dzisiaj rano MOJA robiła dużo różnych rzeczy, tych, których nie znoszę - rozmawiała przez telefon i coś jej w tych telefonach piszczało - zawsze się bardzo wtedy denerwuję, bo to piszczy jak ptak, a ptaków nie lubię. Potem zrobiła coś okropnego - zapakowała mnie do dużego transportera (całe szczęście, że było w nim dużo trawy), owinęła w polar i znowu jechaliśmy. Na szczęście - do domu. Trochę mnie to znudziło, bo tak w kółko jeździć i jeździć, ale - w domu nie ma nikogo, po Zającu został tylko zapach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz