Akcja: Nie kradnij zdjęć!


wtorek, 10 grudnia 2013

Jak zostałem lordem

Halo, to ja! To my! Jesteśmy! Kwikamy!
 Było lato i było gorąco. Potem zrobiło się chłodniej i do jedzenia bywała nasza ulubiona kukurydza.


Oczywiście, od czasu do czasu trafiały się jakieś maluchy - mniejsze i większe. Potem przyjechały małe dziewczynki - Seroczka i Irunia. Były też dwa białasy - chłopaki, Pako i Iker.  Siedzieli najpierw razem, a potem się prawie zjedli, więc siedzieli osobno i w drugim pokoju. Pojawiła się na chwilę taka kosmata śmieszna - Felicja. 
Potem Tola się rozchorowała, kichała, kichała, furczała nosem, siedziała w osobnej klatce, a ja się strasznie denerwowałem.


Duża dawała jej papkę, chodziła koło niej, wzdychała, podtykała jej pod nos jakieś paskudztwa dziwnie pachnące, potem Tola pachniała jak Nie-Tola... Znaczy, ona zawsze mi się podoba, ale jednak nie aż tak, żeby kochać butelkę z amolem. A kiedy już przestała kichać i kasłać, to pojechaliśmy do tego dziwnie pachnącego miejsca, w którym bywaliśmy już - tam, gdzie są inne świnki i nie-świnki i duzi robią różne dziwne i nieprzyjemne rzeczy - na przykład kłują! To się nazywa klinika. Zostaliśmy tam na dłużej, nawet było miło, ale Tola znowu zaczęła kichać i fukać. 
Wreszcie, kiedy już myślałem, że się zanudzę, bo ile można słuchać jakiegoś szczebiotania, że jestem śliczny, jakbym tego nie wiedział!, więc wtedy właśnie przyjechała Duża. I, słowo wam daję, jak nie jestem entuzjastą, tak na jej widok prawie stanąłem słupka i przyszedłem się przywitać, bo czułem, że wrócimy do domu!
No i tak sobie mieszkamy, Tola wprawdzie czasem jeszcze fuczy nosem, ale coraz mniej, no i poza tym wszystko jest normalnie.


Ale przecież nie mogło być długo spokoju.  Wrócił do nas jeden z białasów - Iker. razem z nim przyjechała samiczka śmieszna, nieduża - Bianka. Zamieszkali razem - w podzielonej klatce, bo dziewczyna jest ostra i widziałem, jak go sprała. W dodatku biedak się ciężko rozchorował i przez dwa tygodnie nic, tylko Duża biegała z nim do kliniki, robiła mu zastrzyki, smarowała, karmiła papką. Pokroili go, potem zeszyli, tak jak mnie, ale on się nie chciał zrastać i zeszyli go drugi raz.  No ale teraz skacze! Iker - nie Duża, oczywiście :)
Kilka dni temu pojawiła się inna duża i przywiozła piękną, wielką, dorodną samiczkę. Zostawiła ją Dużej, a sama, już wychodziła i zaczęła się zachwycać moją wybitną urodą. To w końcu nic nowego, znam swoją wartość, ale pierwszy raz ktoś nazwał mnie lordem! Zrozumiałem, że to komplement i teraz Duża będzie musiała prosić o pozwolenie sprzątnięcia moich bobów.
Tak, tego właśnie sobie życzę - ja, Lord Pontus, herbu Cztery Boby!

Tak wygląda ta kobitka puchata - kiedy się kąpie:


Kiedy się zapoznawali z Ikerem, to ona go pogoniła, a on ją ugryzł w nos i pyszczek. Krzyku było co niemiara. Teraz sobie gadają przez przegrodę, wtedy, kiedy Iker nie ucieka na widok pruszającego się palce od stopy Dużej. Takiego strachliwca świat nie widział!