Akcja: Nie kradnij zdjęć!


piątek, 2 stycznia 2015

Bardziej rude i mniej rude oraz w łaty i w paseczki

Zamieszkała u nas na trochę Toffi. Bo jej siostra miała jechać do Wrocławia z Eureką... Ale się pogryzły, więc Toffi nie pojechała. Bardzo pięknie pachniała, słodko, jak cukierek, uwielbiam podłogę, po której taka słodycz biega... i nie pozwolę nikomu się z tej podłogi zgonić! Mój jest ten kawałek podłogi, mój!



Ale Toffi udała się do innego domu, moja Duża zaś zrobiła sobie jakieś kuku (z łomotem, owszem) i potem działy się dziwne rzeczy, bo jakieś inne duże przychodziły wymieniać nam ściółkę, a ona tylko jojczała, że ją boli ręka. Jantara też bolała łapa, więc chodził i jojczał, a Duża owijała mu te łapkę jakimiś plasterkami i robiła zastrzyki, a ten kurak nic, tylko się skubie i sieka sobie futro.
Ten listopad to w ogóle katastrofa jakaś - mnie bolało z kolei oko i brałem krople.

W końcu przyjechali dwaj mali chłopcy - Norek i Nicek i siedzą do dzisiaj. Wrzaskliwe toto, tupocze, biega, smrodzi, rozrabia, wyżera tony siana i jak skończy, to krzyczy, że chce jeszcze, no coś okropnego!
Mniejszy z nich miał ciężko chorą wątrobę i nie wyrósł biedaczek, pewnie już taki nieduży zostanie, ale teraz jest całkiem miły na twarzy. Ten drugi to awanturnik okropny, ale na szczęście w awanturach nie używają zębów, bo tego bym nie zniósł - znaczy jakby się oni gryźli, bo do mnie żaden nie śmie nawet podejść...



 
I tyle na razie nowości.
A, Owca była, z tym Dużym, co grubo gada, ale nie czyściła mi uszu hahaha!

Wiecie, mówią, że się starzeję, ale ja tego nie widzę, futro mam puszyste,



tylko że nie chce mi się chodzić, tylko do miski i nic, tylko bym spał i spał.
No ale wiecie, zima jest...



Dobranoc ...

Elza i jej dzieci

Obiecałem, że opowiem o Elzie.
Okropnie mi się nie chce, tylko bym spał i spal, ale postaram się opowiedzieć.

Elza przyjechała i nic nie było jej słychać, ani widać, w ogóle nic a nic. Potem się okazało dlaczego - nie chciało się jej chodzić, tylko jadła i jadła, bo miała w sobie trzy małe świnki!


Była u nas jakiś czas, nawet czasami się odważyła pisnąć trochę o jedzenie, ale zasadniczo, to tylko było słychać, jak chrupie...
Aż któregoś dnia pod koniec sierpnia, wczesnym rankiem, pojawiły się jakieś inne odgłosy, kiedyś takie słyszałem, ale to było bardzo, bardzo dawno temu, tak dawno, że najstarsze świnie nie pamiętają...
No i proszę - oto Eureka, Wojtek i Szuwarek:



Co to się działo!
Smarkacze szalały całymi dniami, tylko by jadły i skakały. Elza czasami miała ich dosyć, a ja miałem dosyć tych wycieczek, które przychodziły "obejrzeć maleństwa", a zawsze po wycmokaniu się nad nimi każdy koniecznie potrzebował się wycmokać nade mną.
To niby przyjemne, kiedy mówią do mnie "Lordzie"..., ale gdyby przy tym nie dotykali, to byłoby dużo, dużo przyjemniej.


album Elzy i jej dzieci

I tak sobie cały wrzesień przeganiali, a my sobie z kolegą pomaleńku, pomaleńku... 
Potem Duża pojechała dokądś, Elza z maluchami też wywędrowali, a u nas zamieszkali jacyś państwo dość hałaśliwi, ale sympatyczni... Nie mieli dla nas raczej czasu, więc spokój blogi zagościł w naszym domu, bo jeść zawsze dawali...
Po powrocie Dużej wróciły i maluchy,  okropnie były nieusłuchane, a Duża tylko się martwiła, czy ci, co chcą ich do siebie wziąć są godni tego zaszczytu... 
W końcu udalo się wszystko pozałatwiać i pojechały sobie: Szuwarek szary pod Częstochowę (nazywa się Imbir), Wojtek brązowy do Katowic (nazywa się teraz Alvin), a Eureka z grzebieniem smoczym na grzbiecie - do Wrocławia. 
Elza sama osobiście zaś - do Lublina, gdzie spotkała kuzynki z tego samego gniazda i podobno rządzi nimi jak chce.
Polubiłem te grzdyle, zrobiło się cicho po ich wyjeździe, nikt nie skakał naokoło, nikt nie wyskakiwal z futra, nikt nie walił w pręty do nas.
No, przez chwilę, przez chwilę...

Elza
Wojtek/Alvin
Szuwarek
Eureka