Akcja: Nie kradnij zdjęć!


sobota, 26 listopada 2011

Prose Pani, a pani kicha!

Nikogo nie ma, tylko my, wszyscy pojechali.
Najpierw Pani zamknęła pokój z chłopakami, ale i tak wiedzieliśmy, ze jest ich więcej. Darli się rano, jak wściekli. Potem Pani zrobiła pakunek z torby z dwoma pudełkami, zapakowała ich i fruuuu! poszli sobie. Odbyło się wielkie sprzątanie z odkurzaniem i pastowaniem podłogi tym czymś ohydnym, a za kilka dni do świńskiego pokoju zaczęły zjeżdżać pudła.
I teraz, to, mówię wam, przejść tam nie można, byliśmy dzisiaj na wycieczce, to wiemy. Normalnie jak w jakimś górskim kanionie, wysoko, że nie widać sufitu - pudła na pudłach i na tych pudłach jeszcze inne pudła. Niczym ciekawym nie pachną, tośmy nawet nie nasikali, chociaż z tą myślą zaprowadziłem tam Tolę.
A ona po swojemu gulgocze i gaciami macha. W ogóle zrobiła się teraz jakaś taka rozrywkowa, lubi sobie pójść na spacer, nabobczyć w nowym kąciku.
Dostaliśmy nowy paśnik - nawet niezły, nie powiem, sami zobaczcie.


No a dzisiaj Pani siedzi i klepie w komputer i wzdycha i narzeka, ale najgorsze, że co jakiś czas kicha. Raz to sobie mało głowy nie rozbiłem, bo jak ktoś kicha, to trzeba uciekać!

wtorek, 1 listopada 2011

Popiołek pojechał

Od kilku dni był jakby większy ruch i Pani więcej rozmawiała przez telefon. Wczoraj Popiołek biegał cały wieczór, Pani go miziała, gadała do niego, na nas w ogóle nie zwracała uwagi, robiła mu zdjęcia, nawet wyglądałem, co to się dzieje.
Dzisiaj w środku dnia, akurat kiedy spaliśmy sobie z Tolą spokojnie, zadzwonił dzwonek do drzwi (jak ja go nie lubię, tego dzwonka!)i przyszła jakaś inna Pani.
O czymś rozmawiały kilka chwil, trochę się śmiały, wyciągnęły Popa (słyszałem, jak fukał ze złości) i zaczęły do niego słodko przemawiać. No, myślę, znowu ktoś się zachwyca Szarakiem. A tu widzę - Pop ląduje w norce, norka w koszyku, pakują manatki i tyle! Ta Młoda wychodzi z Popem w koszyku!
No proszę Państwa - Pop został ADOPTOWANY! Czyli pojechał do nowego domu, w którym będzie mieszkał z nową Panią. Panie wypełniły jakieś papiery i tyle...
W sumie, to dobrze! Przestanie mnie wkurzać swoim zapaszkiem, już tylko jeden został wkurzacz - Rudy, ten, co tak biega jak nakręcony, biega i gada, gada i biega...

niedziela, 23 października 2011

Zakochałem się!

Tylko nie mówcie Toli, bo to takie zakochanie na odległość, i tak nic z tego nie będzie, ale sami zobaczcie
Jakaż ona piękna z tą bielą! Oczy różowe, cudne! I
te dzieci wcale by mi nie przeszkadzały, chłopaka bym pogonił, a dziewczynka, hmmm, też by się przydała w stadzie...
Ciekawe, u nas znowu się pojawiły jakieś świństwa, hałasowali jak dzikusy, śmierdzieli jakoś dziwnie, zestrachane toto, tylko tupoty i piski, jakby przyjechały myszy, a nie świnki.
Nie chciało mi się tam do nich chodzić i Toli tez zabroniłem, teraz jeszcze jeden został, ale nie wychodzi, podobno ma chore oko...
Przywiózł ich taki człowiek, co grubo gada z inną Panią i mówili jakieś okropne rzeczy, że znowu ktoś źle traktował świnki. Jakbym był człowiekiem, tobym zrobił z tym wreszcie porządek, ale nie powiem, oni w tym stowarzyszeniu też się starają zupełnie nieźle, w końcu Tola tez mi opowiadała, jak u nich było w Bystrej i Arni opowiadał (jak się nie wściekał hihihi ) jak było w mini-zoo.
Więc powiedzcie im, że ich popieram, a moje poparcie to jest coś!

poniedziałek, 17 października 2011

Nuuuudno

Nuuudno, zimno na dworze, trawa coraz mniej smaczna, spać się chce.
Dostaliśmy nowy domek, bardzo smaczny, bardzo! I bardzo głośno się go chrupie, mówię wam, kapitalnie, mina Naszej Pańci bezcenna! - nad ranem, kiedy się zrywa, żeby zobaczyć co ją obudziło, mamrocze coś co brzmi jak: "mmmm, cicho, cholery!", gasi światło i bęc, pada i zasypia...
W zeszłym tygodniu dostaliśmy całą górę mięty, bo skrzynki wyjechały na klatkę schodową, zielska nie ma, znowu cykoria i cykoria.
Tola zrobiła się śpiochem, jak zaśnie, to przegapia smakołyki, ale jak się dorwie do trawy, to nie mam szans.
No nuuudno.
Szary z Rudym biegają pojedynczo, nie lubię ich, więc do nich nie chodzę, jak będą chcieli, to sami przyjdą.

piątek, 30 września 2011

Dziwny tydzień

Dopiero teraz piszę, bo wcześniej nie mogłem po prostu pozbierać myśli, takie dziwne rzeczy się działy! Sami zobaczcie.
Najpierw przyjechała Ta Duża Zwana Owcą, spała na materacu na podłodze, ja się zawsze źle czuję, kiedy ktoś zajmuje moją podłogę i blokuje mi ulubione przejście pod ścianą. Więc nie chodziliśmy na poranne podkanapowe spacerki. Trwało to kilka dni, obcięła nam wszystkim pazurki, wyczyściła mi uszy no i wygłaskała że ho ho.
Ale najlepsze było potem. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Nasza Duża razem z Owcą i jeszcze jedną Dużą (tą od Fagota, całkiem miło pachnie) zabrały chłopców razem z klatkami. Nic nie powiedziały, zabrały i już! Potem jeszcze nasza wymyła podłogę, nic nie pachniało nikim, więc mogliśmy sobie spokojnie pójść i sprawdzić, czy rzeczywiście Popa i Miodka nie ma w domu. No i nie było. Tośmy nabobczyli z radości tam, gdzie stała ich klatka.
A wieczorem nie wróciła nasza Duża, tylko Młoda Zwana Owcą i przyprowadziła ze sobą jakiegoś Dużego, co grubym głosem gada i to tak, że nie słyszałem, żeby ktoś tak mówił, jakoś całkiem inaczej. I Owca też z nim tak rozmawiała. On tak mówił śmiesznie do nas: "Ke pasia?" i to brzmiało podobnie, jak Duża do nas mówi: "No cio, no cio?" Ja bym jej odpowiedział "cio", ale jestem grzeczny co do zasady.
W sumie to on, ten Duży, był miły, nawet nas karmił, tylko Owca stale zamiatała bobki, żeby nie wdeptywali - a kto im kazał chodzić boso? No i robili do jedzenia jakieś dziwne rzeczy, pachnące zupełnie inaczej, niż to, co robi sobie nasza Duża. Nic tylko papryka i papryka, a raz to jak zaczęli coś kroić oboje z Owcą, to aż myśmy się pokichali, takie to było paskudztwo i on oczy wycierał i mówił że cebolla coś mu się nie podoba. No ba - takich rzeczy się nie je! Jeżeli się dobre zielone jak trawa czy ogórki oddaje nam, a sobie zostawia takie żrące paskudztwo, to czemu się dziwić?!
No i narzekali, kiedy którejś nocy okropnie mnie zaczęły swędzić zęby i wziąłem się za ogryzanie domku. Że hałas robię. Jak ogryzam przy naszej Dużej, to nie narzeka. Za to on, ten Duży - nie uwierzycie! - położył spać wszystkie zegary, bo mu tykanie przeszkadza. Jak samochody jeżdżą to mu nie przeszkadza, śmieszni ci ludzie. Ale się nie gniewał że łazimy pod kanapą rano i gadamy, więc jest w porządku.
Potem oboje okropnie szybko mówili i kręcili się po domu, zostawili góry jakiś rzeczy, że trudno było przejść, pogłaskali nas i poszli. Niedługo wróciła nasza Duża i przywiozła Popa z Miodkiem... I znowu jest jak było, a Owcę słychać tylko czasem w takim czymś, co stoi na biurku nad naszym domkiem, to się nazywa komputer.
Wczoraj Duża robiła nam zdjęcia. Normalnie tego nie lubię, ale tym razem miałem okazję najeść się mięty, to nawet nie narzekałem.
Zobaczcie sami, jak wyszliśmy z Tolą.

To ja, kiedy jem miętę:

No i czy Tola nie jest śliczna?

czwartek, 29 września 2011

Już nie ma między nami Bercika

Bercik - nasza inspiracja - odszedł tydzień temu za Tęczowy Most. Biega po szmaragdowych łąkach, bezpieczny, zdrowy i zadowolony, razem ze wszystkimi znanymi i nieznanymi kolegami. Z moim dobrym kumplem Gryzmołem, i z naszym biednym Bjarnim i z tyloma innymi, o których opowiadała mi Tola... A my - tęsknimy za nim i bardzo, bardzo nam żal. Pamiętam Bercika - przecież przez kilka miesięcy mieszkaliśmy po sąsiedzku, był taki miły i zawsze wszystkim mówił, co powinni robić, żeby nie było awantur. No, nie wszyscy słuchali, taki Tristan/Zając na przykład, ale ja tam Bercika lubiłem. Mało brakowało przecież, a zostałbym pełnoprawnym członkiem jego stada...
Berciku, będziemy Cię wspominać!

wtorek, 2 sierpnia 2011

Dwa lata?

Co to znaczy dwa lata? Moja powtarza i powtarza, że dwa lata i dwa lata i że jaki jestem śliczny i że kto by pomyślał, i że to taki szmat czasu i inne takie rzeczy, których nie rozumiem. Że podobno dwa lata minęły odkąd jestem u niej. Zupełnie nie wiem, co to ma za znaczenie - byłem taki sam biały jak teraz i miałem takie same różowe oczy - więc wszystko jest tak samo, no poza Tolą, ale Tola to jest krótko, Moja powiedziała, że niedługo minie rok. To pamiętam, Pamiętam, że jak jej nie było to chodziłem smutny i nie chciało mi się jeść.
A teraz mam stale rozrywkę, bo chłopaki z sąsiedztwa przychodzą do nas na pogaduchy, albo my idziemy do nich, ale częściej oni do nas.
I tak to wygląda:
my sobie siedzimy - raz jedno na górze, raz drugie.


Czasem ja pójdę z wizytą:

A częściej oni do nas.


I wtedy się zaczyna - gadanie, dzwonienie w pręty, niuchanie, Rudy nic, tylko zwisa i gryzie druty, a Szary kładzie się obok i przygląda: "Patrzcie, patrzcie, jak podskakuje, jakby tam było coś ciekawego". Ja tam bardziej się rozumiem z Szarym, a Tola udaje, ze nie widzi obydwu.




Fajnie mamy, co? Zupełnie nie rozumiem, czemu Duża wzdycha i wzdycha, że tyle ma sprzątania.

Dzisiaj siedziała i klepała aż tu nagle się zaczyna śmiać okropnie i przeczytała nam takie coś, co nazwała: "Oda do boba". Napisała to Owca, a ostatnią zwrotkę dodała Duża od Fagota.
Posłuchajcie:

O ty, co kształt masz owalny,
O ty, przepiękny i czarny,
Gdy widzę twoja postać,
ochocie tej muszę sprostać:
Bobie - dziś śpiewać będę tobie.

Gdy widzę cie samotnego,
na bezdrożach podłogi zgubionego,
sercem mym smutek targa
a z ust wyrywa się skarga:
Znów zamieść będzie trzeba!

A gdybym nie zamiotła
Osoba twa się wgniotła
By w podłogę lokalu...
Serce zadrżało z żalu.
O bobie! ozdobo lokalu.

wtorek, 26 lipca 2011

Na jeża

Znowu mnie ostrzygła! Mówi: "Chodź, Pontus, gorąco ci, futro ci zwisa, tyłek masz brudny, chodź, zrobimy z ciebie pudelka!" Wzięła maszynkę i z pudelka (co to pudelek?) wyszedł jeż - ona tak mówi, bo ja się nie znam, wiem tylko, że na bokach mi spod futra wyłazi gołe różowe i się wstydzę okropnie, bo co to za samiec, któremu golizna różowa wychodzi spod odzieży? No i Tola się ze mnie nabija, bo ona urządziła taką histerię i tak szczękała zębami, że jej tylko podstrzygła doopkę i boki tak naokoło, ale nierówno, no nie mówię jej, ze nierówno, boby się obraziła i znowu bym oberwał. A teraz chodzi naokoło mnie, nosem mnie trąca i mówi: "Różowy! Dzidziuś! Dzidziuś!" i sama podskakuje jak dzidziuś. Podskakuje, tak prawdę mówiąc tylko wtedy, kiedy dostaniemy po kawałku takiej grubej białej skóry z różową resztką słodkiego czegoś, ona mówi na to arbuz. Ale teraz często dostajemy, to i Tola często podskakuje ...
A Bella pobyła u nas króciutko i pojechała, może to i dobrze, bo Tola bardzo była niezadowolona, że ona się u nas zatrzymała.

sobota, 9 lipca 2011

Trawa i Bella

Nasza chodziła, chodziła, narzekała, ze pada i pada i nie ma dla nas trawy. W końcu wczoraj pojechała i przywiozła. Chociaż też padało.
Przywiozła nie tylko trawę, ale też jakieś stworzenie, które piska jak świnka, ale pachnie nie wiem, czy jak świnka, bo jej nie dam rady powąchać, stoi gdzieś wysoko i zapach nie dochodzi. Podobno ma pojechać do innej Dużej za dwa dni, bo to - UWAGA! - samiczka! i podobno całkiem nie widzi - nic, nie tak jak Tola, tylko całkiem. Poprosiłem Dużą, żeby ją dała powąchać, powiedziała, że pomyśli...

Żebym się nie dąsał, Duża dała mi moje zdjęcie, jak jestem głodny. To prawda - właśnie tak wtedy wyglądam.


A tak wygląda ta mała, nazywa się Bella i naprawdę nie ma oczu - taka się urodziła.

środa, 29 czerwca 2011

Lato we czwórkę

Gorąco jest. Raz mniej, raz bardziej. Duża pojechała gdzieś, przed wyjazdem nie zwracała na nas uwagi w ogóle, tyle, że trawa była i sprzątnięte, a potem przyszły jakieś dwie nieznajome Duże, które się zachowywały zupełnie inaczej, bo stale chichotały i gadały do późnej nocy. Ale wpuszczały nas za kanapę, a tam faaaajnie, można do woli bobczyc i sikać.
Jak już Nasza Duża wróciła, to pierwsza rzecz, jaką zrobiła, (po nakarmieniu, oczywiście :)), to zamknęła nam wejście za kanapę i wypastowała podłogę takim śmierdzącym świństwem, po którym Tolę boli głowa (tak mi mówi) a ja kicham.

No i wreszcie poznaliśmy te dwie świnki w drugim pokoju.
To faceci w średnim wieku, jeden - szary - się nas boi i nie wychodzi, jak my przychodzimy z wizytą, a drugi - rudy - bardzo by się chciał zaprzyjaźnić, aż kica, ale przez płotek nie da rady.
Mówię Naszej, żeby nam pozwoliła, a ona że nie, bo się możemy pogryźć i pobić o Tolę. Pogryźć? Ja? W życiu!
Że Tola dałaby im po pyskach to pewne akurat, ale to już inna sprawa ;) Przynajmniej miałbym na co popatrzeć: jak ich kobita leje, zawsze to lubię... Ach, jak ten Koku dostawał od niej po nosie, to aż miło było spojrzeć, smarkacz jeden...
Zobaczymy, może się Nasza jednak da przekonać, na razie idę, bo śpiący jestem, burza nadchodzi, będzie grzmiało i tak ładnie pachnie powietrze.

środa, 11 maja 2011

Gorąco

Znowu gorąco. Znowu trzeba sikać pod spód, żeby się dało wytrzymać. A Duża zaraz zabiera do prania, bo narzeka, że jej nie pachnie. Też! I jęczy, że na nic nie ma czasu, siedzi i wali w ten komputer, nie mam kiedy się dorwać do pisania. Ale na sprzątanie też nie ma czasu, to mamy spokój. W sumie zresztą to bo ja wiem - no dobrze jest, bo znowu świeże jedzenie, a nie w kółko ta cykoria i selery i buraki. Liście od buraczków, słuchajcie, kto nie jadł, niech żałuje! I patyki do ogryzania dostaliśmy z listkami i te listki się też dały zjeść - to się nazywa grusza.
Dzisiaj nas ostrzygły we dwie z tą Młodą, co przychodzi pogadać i zawsze nam coś zrobi - zwłaszcza lubi obcinać pazurki... Ale ją lubię mimo to, ma miły głos i się pomału z nami obchodzi, więc jej wybaczam.
Cały czas słyszę, że w drugim pokoju są jakieś inne świnki, ale w ogóle nie jestem ciekawy, kto to. Nie będę się z byle kim zadawał.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Podejrzane odgłosy

Z drugiego pokoju dochodzą stale podejrzane odgłosy. I jeszcze bardziej podejrzane zapachy. Raz nam się udało tam wejść - i tam są INNE ŚWINKI! SAMCE! Nie wiem, czy one są w porządku, czy nie, ale i tak muszę pilnować Toli i to jest teraz moje najważniejsze zadanie. Więc się nie odzywamy, bo nie wiem, czy one - te samce - nie zorientują się wtedy, że jest tu Tola i mi jej nie ukradną!
Zrobiło się bardzo ciepło, przychodzi do nas trawa, a zza okna - hałasy.
Wczoraj były u nas Duże - dużo Dużych i to było niesprawiedliwe, bo musieliśmy siedzieć w zamkniętej klatce. Aż do wieczora, ale w nocy nadrobiliśmy - bobów całe góry. Za karę.

sobota, 9 kwietnia 2011

Oj bo głowy nie mam

Młody Biały pojechał, był spokój przez chwilę. Zwłaszcza, że Ona nie zawracała nam głowy, tylko robiła, co należy - jeść, pić, wyzamiatać boby, a tak, to całymi dniami siedziała i coś robiła w papierach i przy biurku. Ona to nazywa "pracą" i stale wzdycha i narzeka, że nie zdąża z niczym. Jakby od czasu do czasu zajęła się czymś pożytecznym, na przykład drzemką, boba przegryzła, to od razu by jej szybciej i sprawniej szło.
Któregoś wieczora wzięła Tolę i poszła sobie. Znowu zacząłem narzekać, że mnie zostawiają samego, ale wróciły dość szybko i się zaczęło. Ostrzygła nas!!! Na krótko! I cały czas czmychała, że łupież mamy, że jaka ta skóra brzydka, że jak można była nie zauważyć, no myślał by kto! A potem nas wykąpała, i, co gorsza, wysuszyła. Tola to była taka wściekła, że się bałem spać koło niej i poszedłem w najdalszy kąt, bo biegała naokoło i szczękała zębami. Następnego dnia rano Ona , powiedziała, że dzwoniła doktor Kasia (to ta okropna, co mnie uśpiła i potem miałem czerwone getry z plastra) że mamy szejletielę i dostaliśmy lekarstwo. Zabrała nam półki z klatki i rampę, zostawiła gołe posłania, a domek wyczyściła czymś ohydnym, podobno octem.
Trzeba przyznać jednak, że Tola po ostrzyżeniu jakby odmłodniała, podskakuje, biega, zamiata majtkami, bardzo mi się to podoba, bardzo...

No a tego samego dnia tylko dużo dużo później zrobiło się straszne zamieszanie, bo przyjechała ta Druga, co się podobno podpisuje jako Owca. Spała na środku pokoju i jakoś nie mieliśmy śmiałości na poranne wycieczki, bo wszędzie leżały jakieś dziwne i nieznane rzeczy. Zamieszanie było okropne, a co najgorzej, to ta Owca jak nas brała na mizianie to tylko po to, żeby obejrzeć i wyczyścić uszy. Nie wiem, co ona ma do naszych uszu!?! Zwłaszcza do moich, takie są piękne, różowe, Tola mi to stale mówi, nie mam powodu jej nie wierzyć ...

No więc, jak widać, zamieszanie okropne. Owca już wprawdzie pojechała, podobno gdzieś okropnie daleko, ale został po niej bałagan, a Nasza Duża teraz siedzi nad papierami jeszcze więcej i narzeka jeszcze więcej, nie mam już siły do niej, i jeszcze wygaduje, że jutro lekarstwo... No to już nie mam głowy do tego wszystkiego...

czwartek, 17 marca 2011

Nareszcie sami

Jak jest cudownie, kiedy zostaliśmy sami! Wreszcie wiem i jestem pewny, że to wszystko naokoło jest MOJE! MOJE! MOJE!
Bobczę sobie gdzie chcę, więc już nie muszę bobczyć wszędzie, nie muszę wszędzie sikać, mogę sikać tam, gdzie lubię, czyli na moją tackę w kąciku, nikt mi nie podsmradza po kątach.
No i mogę wreszcie do woli kochać moją Tolę! Na dywaniku, a nie tylko w klatce.
Teraz co rano chodzimy posiedzieć koło Pani, kiedy ona jeszcze śpi, nawet jej nie budzimy, bo i tak wstanie, zostawiamy tylko dużo małych prezencików. Złości się strasznie śmiesznie, kiedy wstaje i nadepnie bosa nogą...
A jak ona wstanie i idzie do kuchni myć nasze śniadanie, to idziemy za nią i czekamy pod fotelem, aż wyjdzie z kuchni. Wychodzi i nas woła, jakbyśmy sami nie wiedzieli, ze teraz trzeba zrobić wyścig do miski. Też!
Dzisiaj napędziła mi strachu, bo wzięła Tolę i zaczęła ją oglądać i czesać. A Tola tego nie znosi, więc się rozdarła: "Ratunku! BOOOOLI!!! Auuu! Pontus! Ratuj!" Mnie się za bardzo nie chciało, no ale co robić, jest się w końcu facetem, to podszedłem i nawet zacząłem szczękać zębami. Duża wzięła wtedy nożyczki i podcięła Toli futro, żeby jej się nie plątało, i jesteśmy oboje podstrzyżeni. Nawet mi się to podoba.
Teraz popatrzcie -
to nasze zdjęcie, kiedy czekamy na śniadanie:



Tola - czyż ona nie jest śliczna?



poniedziałek, 7 marca 2011

Zwariowała chyba!

Nie dość, że ten biały puchaty facecik całymi wieczorami biega naokoło naszej klatki i gada bezustannie, to jeszcze dzisiaj przyniosła paczkę, a z paczki gadało. Wyjęła toto i włożyła do klatki, a klatkę postawiła daleko, tak, że ledwie słychać i właściwie nic nie czuć. Ale na pewno są dwie świnki - ona i on!
No ileż tego będzie?!
Czy już naprawdę chwili spokoju nie będę miał nigdy?

poniedziałek, 28 lutego 2011

Mam absolutnie dość! Tup!

Jak tupnę nóżką, to się królestwo rozleci.
Powiedziałem już, że mam kompletnie dosyć tych intruzów panoszących mi się po domu. Kompletnie.
Tymczasem znowu od tygodnia siedzi jeden puchaty pyskacz i jazgocze i rozrabia i wywrzaskuje. Widziałem się z nim tylko przez kratki, nawet miło pachnie, ale po co mi on? Tola dała mu od razu po warkoczu, a on twardo się do niej wyrywa. No i najgorsze, że jest taki strasznie szybki, Arni przy nim był po prostu zrównoważony, ten lata naokoło i lata, dobiera się nam do domu, odsuwa miski, rozwala tacę z kibelkiem, coś okropnego. Wczoraj przejechał tyłkiem po podłodze chyba z pół pokoju, czy on myśli, ze ja nie mam lepszych zajęć, tylko zacieranie jego szczeniackich smrodków?!
Nasza powiedziała, że on pojedzie sobie "dziewiątego marca" - ale żebym ja wiedział, czy to długo jeszcze? Bo nie wytrzymam!

sobota, 19 lutego 2011

Jestem wielkim samcem!

To opowiem.
Zapiszczał ten ohydny piskacz w przedpokoju. My warczymy wtedy, żeby ostrzec, bo taki głos to musi być coś bardzo niebezpiecznego. Ona zawsze biegnie i coś do niego mówi, a potem zwykle przychodzi jakiś Duży. No i wczoraj przyszedł jakiś Bardzo Duży, tośmy się schowali na wszelki wypadek.
On usiadł, i gadali do siebie, a potem wziął Arniego, a ten młody głupek siedział u niego na kolanach i mruczał i mówił, że mu się bardzo podoba, jak go głaszczą.
Czułem, że się dzieje coś dziwnego.
Nasza pokazywała temu Dużemu nasze jedzenie i siano i nasze gospodarstwo. Potem wzięła transporter, włożyła do niego Arniego i poszli sobie wszyscy. Wróciła sama.
Sprzątnęła jego klatkę, a my poszliśmy sprawdzić, czy naprawdę już nie ma tego świnia, który zostawiał nam swój wredny zapach wszędzie naokoło, a do gryzienia był pierwszy, nawet Tolę ugryzł.
Nie było go rzeczywiście, więc przeszedłem się parę razy po jego zapachu i zostawiłem swój. Po raz pierwszy od dawna poszedłem spać bez obawy, ze inny samiec wlezie i zabierze mi moje miejsce!
Nasza wieczorem opowiadała telefonowi, że to się nazywa adopcja: ten Duży podpisał umowę, że się będzie Arnim opiekował, więc teraz będzie mieszkał z nim i z jego Tolą. To coś takiego, jak to, co się zdarzyło mojej Toli - przywieźli ją skądś, zamieszkała z nami i mówiła mi, że tam było okropnie, strasznie dużo świnek, a mało jedzenia.

Dzisiaj od rana za to bardzo miło - cisza, spokój, nikt nie wrzeszczy i nie wymyśla obelżywie, nic nie śmierdzi innym samcem, żadne obce boby mi się pod nosem nie walają. Wyspaliśmy się, a po południu zrobiłem trochę porządku, żeby Tola sobie nie wyobrażała za wiele. Nawet jej się podobało, nie powiem, nie powiem... Swoją drogą, jak ona pięknie pachnie...

Najgorsze, że dostajemy teraz dużo mniej jedzenia, niby siano jest bardzo smaczne, ale to jednak siano i siano. Jak jestem głodny, to się złoszczę. Pomyślę, może zacznę gryżć?

niedziela, 13 lutego 2011

Kochanego ciałka nigdy za wiele

Znowu byliśmy u tej miłej Pani, która świetnie obcina pazurki, dużo lepiej niż nasza Duża. No, gdyby jeszcze uszu nie czyściła, a ona chyba lubi te moje uszy... I się jej mówi, że czyszczone, że parafina, a ona swoje - wacik i się dobiera.
Ale jak już obcięła pazurki, obejrzała nas i obmacała, Toli przycięła futro tam gdzie lubię wąchać - to Nasza mówi, że może by nas zważyć.
Tam mają takie duże płaskie, co pachnie okropnie dziwnie i niepokojąco, na to kładą papier, ale nigdy nie zdążę zjeść, co najwyżej poszarpać. To się nazywa waga.
No jak mnie położyły to mówią - dobrze, 1200 g, tyle co przedtem, a potem wzięły Tolę i w krzyk. Tysiąc sto! No niemożliwe! W dwa miesiące przytyła dwadzieścia deko!
Zaczęły rozmawiać, jak nas - nie mylę się - odchudzić!!! Czego nam nie dawać i ile!
I ta pani w zielonym mówi do Naszej tak:
- Uodpornić się na kwiki i niech żrą siano!
Macie pojęcie!
A komu w końcu przeszkadza, że Tola tyle waży. Wskakuje na półki, zeskakuje z nich, a jak ją ganiam (w końcu facet jestem, czasem muszę) to ucieka bardzo szybko i zręcznie. To ja nie rozumiem. Futerko ma piękne, pachnie ślicznie, dziewczyna jak marzenie i ostatnio mniej mnie dziabie.
Mam do niej tylko jedną pretensję - po co łazi do tego młodego pogadać? Czy jego siano lepsze? Co najmniej raz dziennie muszę ją przywoływać do porządku, bo łazi, gdzie nie trzeba.
Mam tylko nadzieję, ze z tego odchudzania charakter się jej nie zmieni na gorsze.

środa, 2 lutego 2011

Zima i zima

Zima i zima. Okna zamknięte, cykoria w kółko, trawy nie ma, to się nazywa zima.
Dzisiaj Moja Pani leży w łóżku (mówi, że chora) i słucha różnych dźwięków, które nazywa muzyką. Nawet w pewnej chwili krzyknęła: Pontus! Masz kumpla-imiennika!
Facet nazywa się Pondus i śpiewa tak: http://www.inspiredbyiceland.com/music/#13020202

Ten wrzeszczący facet z klatki naprzeciwko chciałby mi na pewno poderwać Tolę, chodzi wszędzie i zostawia swój zapach. Dzisiaj MOJA zrobiła coś, czego nie znoszę - wyła takim z rurą co zbiera bobki, a potem wzięła takie coś ohydne i posmarowała tym całą podłogę. Podłoga cuchnęła i cuchnęła tym czymś, zamiast pachnieć porządnie, świńskim moczem.
Przyszła jakaś inna Pani, siedziały, gadały, podłoga cuchnęła dalej, a Arni - tak nazywają Tego Z Przeciwka - biegał naokoło i znaczył teren. Z jednej strony dobrze, bo mniej czuć to paskudztwo, którym wysmarowała podłogę, ale jakim prawem ma być czuć innym samcem? W końcu Koleś poszedł spać do siebie, a my wyszliśmy.
No nieeee! Wszędzie jak nie pasta do podłogi to Arni, niedopuszczalne! A Tola, bezczelna, chodzi i wącha, jakby miała co, ja jej pokażę.
No. Obszedłem całe mieszkanie, wszędzie, gdzie mogłem zostawiłem swoje ślady: jak nie bobek, to sik, jak nie sik, to gruczołem pociągnąłem. Moje na wierzchu! Nawet znalazłem jego posłanie gdzieś w kącie, to się w nim wytarzałam, niech sobie nie myśli. I na koniec poszedłem do jego klatki podskubać trochę siana, a co! Niech wie, że mi nie podskoczy.

piątek, 14 stycznia 2011

Wizytantki ;)














Przyjechały na ferie noworoczne, ale już wróciły do domu. Fajne dziewczynki, tylko nie rozumiem, dlaczego stale się ruszają i to tak szybko?! A kiedy się iskają, tak na zdjęciach na środku biała iska agutkę, to strasznie śmiesznie piszczą.

środa, 5 stycznia 2011

ouiiiiiiii!!!

Obraziłem się.
Raz na zawsze. Już jej nigdy nie uwierzę.
Zabrała nas razem, w jednym worku. Fajnie było, kiwało, trzęsło.
Ale potem!!! Wzięła mnie taka inna pani, nałożyła mi na pyszczek takie coś i dziwnie zapachniało a potem już nic nie pamietam, tylko to, że mi się okropnie kręciło w głowie, przewracałem się o własne nogi i miałem czerwone skarpety na łapkach! To się nazywa plaster.



Potem wróciła Tola, też taka jakaś zaplątana, i Panie rozmawiały, że pod słabą narkozą to pobiera się krew jednak szybciej i bezboleśnie. Nic nie rozumiem, ale dzisiaj słyszałem, jak Moja mówiła do innej Pani, że Tola jest całkiem zdrowa, ma świetne wyniki, a u mnie nie wyszło, bo mam za grubą skórę...
I jeszcze zaglądała nam inna Pani do oczu i bardzo miłe rzeczy mówiła, że ślicznie i że mi się nie pogarsza, ale Tola ma znowu dostawać krople.
A ta inna Pani, co dzisiaj była, ona się nazywa Kwalera, a naprawdę to Kasia, i ona chodziła i mówiła, ze jestem śliczny, a za to Tola ja obsikała ha ha ha. A tak gadały z moja Panią, że tylko furczało, nie rozumiem, co ci ludzie maja z tego gadania. Kiedy oni śpią?!

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Znowu cicho

Wstaję rano, Tola mnie budzi, "Ty, mówi, chodź, nie ma Młodego!" Sprawdzam, rzeczywiście - ani Młodego, ani jego klatki.
Pani potem opowiadała komuś przez telefon, że go wczoraj zawiozła do nowego domu i bardzo się denerwuje, czy się polubi z koleżką. To ja mu mówię: "Chłopie, jak trzeba, wal po pysku, ale lepiej we dwóch niż w pojedynkę!"