Akcja: Nie kradnij zdjęć!


poniedziałek, 27 grudnia 2010

Awantury poranne i wieczorne

Ten młody głupek, który mieszka po drugiej stronie pokoju ma kompletnego świra.
Co rano i co wieczór wrzeszczy strasznym głosem, dzwoni zębami w klatkę, zero godności, zero powagi! Dzisiaj to nawet w środku nocy zaczął dzwonić!
Rozumiem, że świnka jest głodna i wtedy się dopomina o jedzenie, tak robiliśmy z Tolą zawsze, nawet chodziliśmy do kuchni, żeby PANI szybciej myła warzywa, no ale to, co on wyrabia, to się w głowie nie mieści!
PANI go w końcu wypuszcza, żeby się nie darł. Mnie wszystko jedno, bo ja wtedy śpię, ale on biega tak szybko, jak mnie się nigdy nie śniło, i tupie! i tupie! i smrodzi! i jak biega, to go zarzuca na zakrętach i wtedy szura, a jak go wczoraj miotnęło, to aż zadkiem walnął w naszą kuwetę - czy nie głupi?!
Niech się szybko wyprowadza!
Wczoraj spotkał mnie okropny despekt. PANI wzięła mnie na kolana, nie lubię tego, myślałem, że dostanę ten kwaśny olejek i już. Tymczasem zajrzała mi do uszu i zaczęła wykrzykiwać, że czegoś podobnego w życiu nie widziała, i że co to parafina potrafi zrobić w świńskich uszach. Potem szeleściła, szurgotała i teraz proszę - dużo lepiej słyszę. To nie koniec. Obejrzała moje łapki i brzuszek i mówi: "Pontus, ty brudasie! Masz czarny brzuch a nie różowy! Nie ma rady, bez wody się nie obejdzie."
No i się nie obeszło...
Było okropnie, jak zawsze, bo to duże białe, w czym mnie moczą jest śliskie i nie można wyskoczyć, a woda jest ohydna, w dodatku jak byłem mokry, to przystrzygła mi najdłuższe kosmyki. Ale w sumie było warto, bo mnie skóra nie swędzi!
Od wczoraj też bardzo lubię suszenie tym ciepłym wiatrem, rozłożyłem się na kanapie, a ONA mnie suszyła i było bardzo, bardzo przyjemnie. W końcu do klatki dostałem norkę "Żebyś mi się nie przeziębił", ale z norki zaraz wygoniła mnie Tola, która potrzebowała się położyć na jej wierzchu. Jak to Tola, co zrobić...

Do jedzenia dostajemy teraz same pyszności: rano cykorię i marchewkę albo buraczka, a wieczorem surówkę z pokrojonego selera naciowego, żebyśmy się nie udławili włóknami i do tego jeszcze coś - jabłko, natkę, pietruszkę.

Przyjechała też ta druga Pani, co mi zawsze zagląda w uszy, ale miałem świeżo wyczyszczone, to sobie mogła zaglądać do woli.
Jutro mają przyjechać myszoskoczki, już tu bywały, ciekawe, jak będą teraz pachnieć?

O tak wygląda Tola, kiedy biega do kuchni:



A tak, kiedy wraca:

środa, 15 grudnia 2010

Podobno zima

Mówią, że przyszła zima, na szczęście nam nie wieje, tylko czasami, jak okna otworzą. Jakiś czas temu MOJA nas zabrała z Tolą do Tej Okropnej Pani Wetki, już mróz był i śnieg. Niby w jednym transporterze, ale w dwóch norkach - co za pomysł - wiadomo, że w norce w pojedynkę jest zimno i źle. Więc, kiedy juz mieliśmy obcięte pazurki, to udało mi sie wejść do jednej norki z Tolą i zupełnie nie wiem, dlaczego Panie (MOJA i Wetka) tak sie strasznie z tego śmiały? Wreszcie było nam ciepło, a że ciasno? Nie ich sprawa. Puff!
Mamy teraz jednego koleżkę - mówią na niego Arni - mieszka w klatce po drugiej stronie, jak kiedyś Zając. MOJA nas wypuściła razem na chwilę, na kanapie, myślała, że się nie zorientuję, że tu o Tolę chodzi! Że jak na kanapie nie biegamy to nie będę wiedział, że to MOJE!!! Niech smarkacz spada! Niby wiem, że on sobie biega co wieczór naokoło, ale wtedy my śpimy, a jeśli Tola się do niego wychyli, to zawsze mogę ją przywołać do porządku/ Niby ona tez Arniego zaraz ugryzła, ale jej nic nie wierzę, mnie tez gryzła na początku...




A teraz się ja uśmiałem, bo na podłodze został duży worek po karmie - 2 kg Cavia Nature - i Tola do niego wlazła. I nie wiadomo było, gdzie jest, bo pewnie zasnęła, dopiero, jak MOJA sięgnęła, żeby worek wyrzucić, to okazało się, że w środku była Tola. Nie wiem, która głośniej krzyknęła. W każdym razie Tola się dowiedziała, że ma więcej szczęścia, niż rozumu. Pewnie, bo w dodatku worek jest pusty...

niedziela, 14 listopada 2010

Codziennie ale zmiennie

No właśnie.
Tola, Tola, tak sobie mówiłem, a tu z Toli wyszedł charakterek.
Jojczy, spycha mnie z półeczki, nie daje mi sie ułozyc na sianie, jak się położę obok niej, to zaraz narzeka: "No co, no co, co się przysuwasz, tyle miejsca zajmujesz, nie trącaj mnie, chrapiesz!" A ja nie chcę jej skarcić, bo jestem dwa razy większy i mógłbym jej zrobić krzywdę.
I żarta baba, gruba, futrzata. Żeby coś zjeść w spokoju, to muszę złapać kawałek, uciec do kąta, odwrócić się do niej tyłem, to wtedy mi nie zabierze. A najlepiej się w ogóle na tym jedzeniu położyć. Tylko wtedy ciężko gryźć.
Jak jej raz chciałem pokazać, kto tu rządzi, no i że ja, to się tak zaczęła odgryzać, że aż MOJA w środku nocy wstawała i stukała na nas, a nawet rzuciła w klatkę kapciem, a to nic nie pomogło, bo co ja zaturkotałem, to Tola dawaj jazgotać.
Teraz jest trochę lepiej, bo nauczyła się wskakiwać na drugą półkę i teraz każdy może sobie leżeć na swojej półeczce i podjadać siana.
Mamy tez świetną rozrywkę - chodzimy na wycieczki do drugiego pokoju, aż pod serwantkę i komodę, tam można fajnie bobczyć! Czasem bardzo rano, jak jeszcze jest ciemno, ale już zaczynają jeździć autobusy za oknem, chodzimy sobie tam, albo pod fotel przy oknie. MOJA potem wstaje, bierze szczotkę, zamiata i strasznie narzeka, żeśmy nafajdali, tak mówi. No prawda, że jak się bobki ułoży w kałuży, to się trochę rozmoczą.
Mieszka z nami teraz, ale w osobnych klatkach, takich dwóch koleżków, czasem można im gwizdnąć kawałek żarcia, bo nie wiedzą, ze trzeba chować, jednego poznałem osobiście na kanapie, od razu wrzasnął i ze strachu skoczył na mnie z zębami. A ja tak podchodziłem spokojnie, pomału, tylko, że widzę - strasznie wolno zjadał gałązkę natki, to mu chciałem zabrać, a ten się tak zezłościł, jakby było o co.
No i przez nich teraz co wieczór MOJA zamyka naszą klatkę i puszcza na spacer tych kolesiów, mówi o nich Wikingowie, każdy biega pojedynczo, nudni są, jeden biega po przedpokoju i kuchni, a drugi kica koło naszej klatki, ale tez się boi Toli. Mówiła mi, że go dziabnęła, jak się spotkali.

sobota, 23 października 2010

W domu z gośćmi

Wróciliśmy do domu. Trochę śmierdzi nie wiem czym, ale jest w porządku, zza ściany słychać, jak sąsiadka bierze prysznic...
Wróciliśmy do mojej ulubionej klatki z półeczkami i trapem wyłożonym dywanikiem, z której można zawsze wyjść na podwórko. Do kanapy, za którą się tak fajnie włazi, a rano pod nią chodzi i gada.
Nauczyłem dzisiaj rano Tolę, jak wchodzić za kanapę, spodobało jej się, a nawet była lepsza ode mnie! Czasem jest z niej niezła zołza: siedzimy sobie na półce i jemy siano, a ta nagle do mnie z pyskiem. W dodatku nie wiadomo dlaczego. Ale ja jestem większy, więc mogę jej zastawić wyjście i spokojnie jeść. Ona się wtedy złości...aż podskakuje, taka jest śmieszna, jak skacze, to nic nie słychać. Zupełnie inaczej, niż ja.
Najlepszą zabawę mamy z tunelem. Można się w nim świetnie bawić w berka i chowanego, a najśmieszniej jest, jak się kawałek odkulga i trzeba za nim gonić!
I dostaliśmy świetne nowe norki, w których można się wygodnie układać.

Dzisiaj przyjechali goście.
Jakiś ludź, z tych co gadają grubym głosem przyjechał, a z nim pudła, a w pudłach inne świnki. Nic nie mówiły, tylko się szamotały i szeleściły. Potem jeszcze przyjechały inne dwie Panie (to tak się u ludzi nazywa, nauczyłem się, a co!) - starsza i młodsza - podsłuchałem, że to świnki z jakiegoś mini-zoo, czyli takiej zagrody w parku, gdzie mieszkały całym stadem, a teraz się zrobiło zimno i nikt ich stamtąd nie zabierał. Potem ten Pan z Grubym Głosem pojechał i zabrał część świnek, i tamte dwie Panie wzięły kilka a kilka zostało u nas. Są w drugim pokoju - ale nic nie mówią, więc udaję, ze nie wiem, że tam są. Jutro zobaczymy.

sobota, 2 października 2010

Nareszcie (?) razem

Przeprowadziliśmy się znowu w jakieś obce miejsce - inne mieszkanie, inne zapachy, ale ja już tu byłem, pamiętam, więc się nie przejmuję, a Tola, no ta, to się niczego nie boi, byle jedzenie było, to ona już gotowa na wszystko. Parę dni sobie chodziłem po podwórku i wzdychałem, bo Tola siedziała w swojej klatce, tylko nas MOJA wypuszczała razem w drugim pokoju, żebyśmy sobie pobiegali - jak mówiła, ale mnie się nie chciało, co ja biegać będę, i zaraz hyc! do norki i niech mnie znajdą.
Aż dzisiaj rano - prysły zasieki, otworzyły się bramy i ogrodzenia! Jesteśmy razem - tylko we dwoje. No i myszy na strychu - znowu przyjechały i rozrabiają całymi nocami.
Na początku, dwa, trzy wybiegi temu, to sobie myślałem: "Tola, Tola, jakaś ty wspaniała, Tola, bądź dla mnie miła, Tola..." A teraz widzę, że Tola to nie żadne takie bógwico!
Mieszkamy oboje w dwóch otwartych klatkach połączonych podwórkiem. Metraż nie za wielki, ale może być, wszystko jest, co trzeba, woda, siano, miska z jedzeniem, warzywa na śniadanie i kolację. Ale ta smarkula nic nie rozumie, rozpycha się, mówi mi, żebym się posunął, kładzie się na mnie i mruczy. Czy ja kot jakiś jestem?! O wreszcie sobie poszła - niestety do mojej klatki, niby prawda, że ja zająłem jej klatkę. One są takiej samej wielkości i wszystko jest w nich takie samo, więc nie wiem zupełnie, dlaczego jej się bardziej podoba w mojej?
Dzisiaj od rana tak sobie usiłujemy poukładać zasady. Muszę ją od czasu do czasu przywołać do porządku, boby tylko podskakiwała i wyjadała mi marchewkę. Co ja się naturkoczę! W końcu pokłóciliśmy się trochę o leżenie w polarowej czapce - no wiem, wiem, że to jest jej czapka, ale tak mi się podoba. Poza tym, no cóż, może Tola lubi podskakiwać, ale ja jestem większy!

sobota, 18 września 2010

Jestem PJU!


Ale się uśmiałem. Wysłuchałam rozmowy MOJEJ z telefonem. To takie małe, czarne i nie wiem po co ona czasem mówi do niego, a nie do mnie. On zaś wstrętnie piszczy i plumka. Powiedziała mu, ze na takie świnki, jak ja, to jest specjalne angielskie określenie - PJU (pisze się PEW - pink eyed white) co oznacza różowooki białas. Ale jak powiedziała to PJU, to tak zabrzmiała, jakby pluła, aż ją oterkotałem, no bo co to za jakieś nieprzystojne odgłosy.
Poza tym jestem ostatnio bardzo zirytowany, bardzo. Coś wlazło w ściany naszego domu i strasznie warczy, długo i okropnie - ona tez wzdycha i słyszałem jak mówiła telefonowi, że to wymiana instalacji elektrycznej w całym bloku i że wiertary będą tak warczeć pewnie parę miesięcy... To jest hałas nie do wytrzymania, ja to się boję, że zaraz takie coś wstrętne i hałaśliwe przyjdzie do nas i nas zje!
Więc na wszelki wypadek już się nie układam koło Toli (tylko czasami, zresztą Tola teraz ma klatkę bardzo blisko) - raczej siedzę u siebie, albo chciałbym w tej wielkiej norze za kanapą. Ale ona tam wstawia jakieś takie pudła, że ja nie mogę przejść - jedno pogryzłem, to się śmiała i wstawiła drugie.
A dzisiaj udało mi się wejść do klatki Toli i zostawić jej wszędzie swój zapach. Niech wie, smarkata, z kim ma do czynienia. Bo jak staję obok jej klatki i terkoczę i kręcę zadkiem, to ona jeszcze bezczelnie szczęka zębami. Swoją drogą, fajną ma norkę - MOJA mówi, że to czapka z polaru - wszystko jedno co to, ale wygodne - wypróbowałem. No i co mi zrobią!
Tola jest zresztą miłą dziewczynką, tylko strasznie głośno wrzeszczy o jedzenie - jakby było po co - przecież wiadomo, że MOJA zawsze daje jeść. I to stawanie słupka? Przecież tyle energii na to wychodzi. Tola trochę chorowała na brzuszek po tym buraku, cośmy go jedli parę dni temu (mmmm, uwielbiam buraki!) i nie dostawała nic zielonego, tylko suchą bułkę, karmę i siano. Jak ona się wtedy darła! Nie macie pojęcia.
Byłbym zapomniał. Kilka dni temu Piotr robił mi zdjęcia - i zobaczcie, jak wypadłem:



Wątek o albinosach i innych białasach wraz z informacjami naukowymi: http://www.swinkimorskie.eu/forum/viewtopic.php?f=45&t=5496&start=70#p150703

niedziela, 12 września 2010

Dała w pysk i poszła

Siedziałem sobie na kolankach u Drugiej (oczywiście, zajrzała mi do uszu! ale miałem czyste aha!) a MOJA miała na kolankach Tolę. Zaczęliśmy się wąchać i dotykać noskami. Och, jaka ona milutka! I nagle - jak mnie nie dziabnie! Zębami, a ma ząbki śliczne, drobniutkie i ostre... Nie dał bym się tak łatwo, ale One powiedziały, że na razie Tola ma chore oczki i dopóki jej się nie poprawi, to nie będziemy się spotykać... Jak ja to wytrzymam?

środa, 8 września 2010

Tola przyjechała!

To było dwa dni temu wieczorem: poszedłem sobie już spać w dziurę za kanapą - po cichu, bo ONA tego nie znosi - a tu zabrzęczał domofon. Zawarczałem i ostrzegłem wszystkich! MOJA otworzyła drzwi, ktoś przyszedł, zrobiło się zamieszanie, posłyszałem, że jakieś świnki gadały, więc wylazłem, ale nic mi się nie udało zobaczyć. Tylko było: "Tola to, Tola tamto..." Potem te ludzie sobie poszły i wszystko było normalnie.
Wczoraj MOJA postawiła obok mojego podwórka klatkę, w której ktoś mieszkał. Poszedłem obwąchać - klatka i pudełko pachniały Zającem, to mi się nie podobało, ale to nie on wrócił - świnka w środku pokazała nos i pachniała tak dziwnie - jak kiedyś Gryzmoł, zanim zniknął. Też mi się nie podobało. W dodatku ta świnka nic nie chciała powiedzieć, dała się obwąchać i zaraz uciekła, tylko popiskiwała "Kto tu, kto tu?"
Ale dzisiaj! Zupełnie inaczej.
Rano przyszła pora na czyszczenie podwórka i klatki, bo nabobczyło się trochę, no co zrobić, staram się chodzić do kącika i zwykle zdążam, ale czasem się zapomni, a poza tym zdrowe bobki to się tak produkują, że sam nie wiem kiedy wylecą i ...
Ale MOJA się zabrała najpierw do sprzątania u tej małej - mówi do niej Tola. Postawiła górę klatki, ale nie zamknęła, a mała - smyk i wyszła - prosto na mnie!
Słuchajcie, to jest prawdziwa DZIEWCZYNA! mała, to mała, trochę kudłata, ale prawdziwa i bardzo, bardzo mi się spodobała! I tak zgrabnie kręciła tyłeczkiem, jak przede mną uciekała i tak ładnie pokwikiwała, i już już bym ją poprosił o wzięcie mnie pod uwagę w jej planach matrymonialnych, kiedy MOJA skończyła sprzątanie i zamknęła ją w klatce. Ale teraz to ja nie popuszczę, o nie. Siedzę od tej pory i stale ją zgaduję, bo to ja nie wiem, że kot powinien być łowny, a chłop mowny? Mam z jednej strony poduszkę, a z drugiej dywan, więc mi wygodnie, a nawet czasem pokazuję młodej, że jak się przypnę, to ją z tego zamknięcia wygryzę! Wiem, że nie, ale trzeba się pokazać. A ona na razie taka jest delikatna, wstydliwa, chyba z prowincji biedactwo, nie wie co się nadaje do jedzenia, a co nie, patrzy na te pyszne granulki i tylko ledwie skubnie i mówi, że niedobre. Tylko trawę je, jabłko, marchewkę, siano i sucha bułkę i skórę z arbuza. Głuptas mały. Bym jej pokazał prawdziwe jedzenie, ale MOJA mówi, że ona chorowała i jeszcze nie można jej wypuścić, bobym ją zamęczył swoimi pieszczotami. Też. Jakby pieszczotami można było kogoś zamęczyć. I to ja - taki delikatny chłopak, jak puszek.
Ale dobrze, poczekam, pogadamy przez kratki.
Sami zobaczcie, jaka ładna kosmata panna.

środa, 1 września 2010

Ale o co chodzi?

Wczoraj było znowu sprzątanie. Nienawidzę tego. Zamknęła mnie w klatce, zaniosła w inne miejsce, wszystko śmierdziało ohydnie jakimiś obcymi zapachami, hałas był okropny, coś buczało przeraźliwie i pożerało moje bobki z grzechotem. Zawsze tak jest jak się sprząta. Potem wszystko inaczej pachnie i zaraz muszę się napracować, żeby znowu kąty i ściany oznaczyć jak należy i obsikać. Więc żeby zaprotestować wlazłem w nocy za kanapę.
Rano mi się wstawać nie chciało, a tu - awantura! MOJA woła, woła, stuka w talerz, szeleści... no i po co? przecież słyszałem, tylko mi się nie chciało wyłazić. Deszcz leje, Zająca nie ma, mogę sobie siedzieć, wieczorem się najadłem jak bąk, to o co chodzi? A ona, że dlaczego smutny jestem, dawaj na kolanka i miziać, No dobrze, lubię to nawet, posiedziałem sobie. Poszła, przyniosła zakupy i dostałem włosy z kukurydzy! Mmmmm,to jest pyszne! A trawa z poniedziałku, to co? Mam jeść? Też!
Poszedłem znowu spać, a ona mnie cap i ciągnie do transportera. Nie powiem, w kocyku i niedaleko było, nawet się nie wkurzyłem.
Potem MOJA z taką od zastrzyków (pamiętam, pamiętam!) gadały nad moją głową i gadały, tamta mnie obracała, zaglądała mi do paszczy, oglądała zęby, uszy, futro, przytykała takie coś dziwnego, okrągłego, na kabelku. W końcu znowu dała mi zastrzyk, ale nie bolało, taki malutki. I mówi, że nic złego nie widzi, tylko skóra nieładna, zaczerwieniona, a że taki jestem śpiący, to może być dlatego, że tęsknię za drugą świnką. No nie! Za Zającem może? Proszę Pań - ja odpoczywam! A jak się odpoczywa, to trzeba się wyspać. W końcu ludzie też tak mają - jak widzę ... czasem w niedzielę, to się już doczekać na śniadanie nie mogę, a tu tylko "Chrrrr, chrrrrr"

piątek, 27 sierpnia 2010

Wreszcie spokój!

Ale klawo! Cisza, spokój, wreszcie mogę się wyspać do woli! Przyszli jacyś ludzie i Zając z nimi pojechał - żartowali sobie, że do dziewczyny idzie...
Teraz MOJA nic, tylko patrzy w komputer, jak on się zachowuje u tej dziewczyny, Tamara jej na imię, podobno ma piękne rude, puchate futro, ale i tak na pewno nie takie jak moje!
A ja mam kukurydzę i selera do gryzienia i norkę na własny użytek i mogę sobie chodzić dokąd chcę!!! No nie do końca, bo dzisiaj mi zamknęła wejście za kanapę, a tak się tam miło siedziało, ciemno, bezpiecznie, jak w wielkiej, górskiej norze na stado świnek...

 
Posted by Picasa

niedziela, 22 sierpnia 2010

Dziewczyna? czy Zając?


Wczoraj MOJA wzięła Zająca i poszła, miałem parę godzin ciszy i spokoju. Kiedy wrócili, to coś dziwnego stało się z koleżką: pachniał samiczką!!! Och jak on pachniał samiczką! samiczkami nawet pachniał!!! Chciałem się do niego dostać, ale nie dało rady...
Podsłuchałem, jak MOJA opowiadała do telefonu, że się młody spotkał z czterema samiczkami i wcale się nie rzucał, nie gryzł, ani nie wściekał, więc jest przed nim szansa, że zamieszka z inną dziewczyną. "Dzieci z tego nie będzie" - powiedziała. No, ja to co innego, zaraz bym jakieś puchatki zmajstrował, ech!

czwartek, 19 sierpnia 2010

Jak bym go dorwał!

MOJA siedzi i siedzi - albo na kanapie, albo przy komputerze, a kiedy ma wyjść, to zakłada na siebie coś dziwnie pachnącego, plastikowego, od czego głos jej się zmienia. Mówi, że to kołnierz ortopedyczny.
A ja mam zabawę - chodzę naokoło klatki Zająca i go wkurzam, wkurzam, wkurzam! Sikam, smrodzę, szarpię w pręty! Wiem, że nie wyjdzie, to sobie mogę!!!

wtorek, 17 sierpnia 2010

Trawa i mysze

Narobili mi bałaganu w rozumie, wszystko mi się pomieszało, jazda w tę i z powrotem, samochodem, autobusem. W autobusie ludzie zaglądali do mnie (a gorąco mi było okropnie) i wygadywali: "A co to?" "A czy to kotek?" "A biedny chory?" "A nie, króliczek!" A moja na to warczy: "Nie króliczek!" "A cio?" "Świnia!"
Ale jesteśmy już z powrotem w domu i jest znowu chłodniej.
Bardzo miło było siedzieć na tym, o się je i wybierać sobie listki. Jeszcze lepiej siedzieć w domku, spać i czasem wyjść pojeść trochę. To jest odpowiednie dla świni życie!

Na chwilę wpuścili mi Zająca - jak zwykle zaczął się rzucać, więc go wzięli za płot i był spokój.


Teraz przynieśli takie coś duże szklane, w którym szeleści i MOJA chodzi i mówi:
-Dziewczęta! Marcheweczka!
Albo:
- Myszy, myszy, myszy! Gerbilki - debilki!
Podsłuchałem, że to myszoskoczki. Podobne do tego koleżki, co się chciał u nas zameldować, kiedy byliśmy na wsi. Ale tam Starsza pani i MOJA narobiły wrzasku, że "Szczur! Szczur!" Jakby było o co. Pachniał śmietnikiem, to prawda, ale Zając by sobie z nim poradził, spokojna głowa!

piątek, 30 lipca 2010

Jestem leniem!

Tak, jestem leniem i nie wstydzę się tego. Jestem leniem wylegiwaczem. Jestem leniem wylegiwaczem leniwym i milczącym, ale to wszystko ze stresu spowodowanego samotnością i nową klatką. Na złość JEJ będę śmierdział! Niech mi zmienia pieluchy codziennie!!!

wtorek, 27 lipca 2010

Znowu w domu

Trzęsło, warczało, znalazłem się w całkiem nowym miejscu. Nazywają to "działka" albo "ogródek" - nie wiem czemu, bo to dom, tylko trochę inny. Pachniało czymś zupełnie nieznanym, co chwila słychać było jakieś dziwne odgłosy, a najgorzej, jak zaczęło się takie coś, co stukało drobno, gęsto, cicho, ale stale. MOJA i Starsza mówiły na to: "Ale leje!" I lało tak wieczór, noc i cały dzień i następną noc, wreszcie rano przestało.
Do mieszkania miałem mniejszą klatkę, transporter, dywanik i jeszcze coś nowego - podusię taką mięciutką, że się na niej bardzo miło położyć! Ale za to jakie były pyszne rzeczy do jedzenia: podobno nazywają się krwawnik, trawa, babka i mlecz, wszystko świeże, zerwane w ogródku, ech, pychotka!



A dzisiaj rano MOJA robiła dużo różnych rzeczy, tych, których nie znoszę - rozmawiała przez telefon i coś jej w tych telefonach piszczało - zawsze się bardzo wtedy denerwuję, bo to piszczy jak ptak, a ptaków nie lubię. Potem zrobiła coś okropnego - zapakowała mnie do dużego transportera (całe szczęście, że było w nim dużo trawy), owinęła w polar i znowu jechaliśmy. Na szczęście - do domu. Trochę mnie to znudziło, bo tak w kółko jeździć i jeździć, ale - w domu nie ma nikogo, po Zającu został tylko zapach...

niedziela, 25 lipca 2010

Przygotowania do podróży

To się tak nazywa, nie wiem, co to podróż - chyba znowu będzie trzęsło. Wczoraj było okropnie - przyszła DRUGA i LUDŹ co grubo gada, nazywany Piotrkiem, zabrali moją klatkę! ale zabrali też Świra i zupełnie nie wiem o co chodzi, bo jak poszli, to się okazało, że z całego domu został mi tylko dywanik.
Na wszelki wypadek sprawdziłem, czy Świr nie wyjdzie z jakiegoś kąta, ale nie, tylko zapach po nim został. No to ostatecznie poszedłem spać w tej mniejszej klatce. Dzisiaj od rana tez się kotłuje. W dodatku dostałem jakąś ohydną marchewkę, która się w ogóle do jedzenia nie nadaje.
Oni o Świrze mówią Zając - ostatecznie, tez mogę tak mówić.

sobota, 24 lipca 2010

Łaaaahaaa!

Dopiero dzisiaj dałem radę się pozbierać po wczorajszych przeżyciach. Już dostaliśmy kolację, już zjadłem i poszedłem spokojnie pobobczyć, kiedy wyciągnęła mnie z domu i wsadziła do takiego małego pudełka, które się kolebie. potem kołysało, warczało, turkotało, no było okropnie. W końcu się uspokoiło, otworzyła daszek i doszły do mnie strasznie skomplikowane zapachy, takie, które już kiedyś wąchałem, bardzo niepokojące. Byli obcy ludzie i były jakieś obce stworzenia, inaczej pachnące niż świnki, ale nie ludzie. Ludzie mówili do nich
"Moja kochana, połóż się grzecznie" albo "Dobry pies, dobry".
W końcu wyjęła mnie z pudełka i wzięła na kolana. I wtedy przyszła jakaś Inna Ludzia, ubrana na biało i robiła okropne rzeczy: nakapała mi do oczu, świeciła mi lampkami, potem nawet dotykała takim czymś, co piszczało tak okropnie, jak nadlatujący ptak, że aż musiałem ostrzegawczo zaturkotać. W końcu Ta W Białym powiedziała, że mam śliczne różowe oczka, że dobrze widzę (jakbym sam nie wiedział!), że one są bardziej wrażliwe na światło niż innych świnek, tych co mają ciemne oczy i że powinniśmy przyjść znowu na kontrolę z dziesięć miesięcy. Nie wiem, ile to jest, ale pewnie bardzo długo.
W końcu dostałem ogórka i wróciłem do pudełka, a MOJA zrobiła się zadowolona i znowu czymś warczącym i podskakującym wróciliśmy do domu. Byłem taki zmęczony! Ale musiałem sprawdzić, czy przez ten czas Świr gdzieś nie zniknął, więc poszedłem zobaczyć, powymyślaliśmy sobie dla wprawy, a potem położyłem się spać.


Ps. Podziękowania dla P. dr. Oliwii Łobaczewskiej - jest zawsze bardzo miła i delikatna, kiedy ogląda Pontusową zaćmę.

czwartek, 22 lipca 2010

Jak mi gorąco!

Wykąpała nas - Świra i mnie, bardzo było przyjemnie, bo nikt nas nie suszył, więc trochę było chłodniej. Dostajemy dużo ogórka, więcej niż zwykle, podobno po to, żebyśmy się nie odwodnili. I mam mokry ręcznik na półeczce, moge sie połozyc i chłodniej mi w łapki i brzuszek!
Słyszałam, jak MOJA się z kimś umawiała, że gdzieś ma pojechać i weźmie mnie ze sobą. Nie wiem o co chodzi, ale jestem ciekawy!

poniedziałek, 19 lipca 2010

Bez maty

No wreszcie MOJA się zorientowała, od czego jest gorąco i zdjęła mi tę matę, która grzeje w podspód. Jaaak dobrze, można sobie teraz nasikać i się w tym położyć i jest dużo chłodniej. Jeszcze trochę i uwierzę, że Ludzie tez myślą.

niedziela, 18 lipca 2010

Trawę dali!

Poszła sobie, zostawiła nas na cały dzień! Spałem i spałem, nawet jeść mi sie nie chciało, bo było gorąco i duszno. Ale jak przyszła, to przyniosła świeżą trawę, więc jej wybaczyliśmy. Siedziałem sobie koło Świra, pogadaliśmy przez kratki - to właściwie całkiem miły chłopak, tylko żeby nie był taki narwany. O, patrzcie - to on: siedzi i myśli, że go nie widać!

sobota, 17 lipca 2010

Sobotni ruch poranny

Wykąpałam futrzaka wieczorem, bowiem śmierdział straszliwie. Zniósł ten zabieg z godnością.
Zimą grzeje, latem chłodzi - siknąć nigdy nie zaszkodzi! To świńska mądrość ludowa, według której zwykle postępują.
W nocy Pontus zrobił numer. Ledwie zgasiłam światło, już słyszę ciche gadanie, które przemieszcza się w przestrzeni. To Pontus przemieścił się pod kanapą i poszedł sprawdzić, co robi Zając Świr w swojej zagrodzie. Wlazł na najniższą półkę pustego regału, obok którego stoi klatka Szaraka i położył się tam, budząc niepokój a nawet turkotanie koleżki.



W środku nocy obudzili mnie gryzieniem prętów...

Rano znalazłam kilka pontusich bobów na środku pomieszczenia mieszkalnego, ale, że jest 33C, to nawet mi się nie chciało zamiatać. Zrobiłam tylko porządki u Szaraka i zamoczyłam ręczniki leżące na klatkach.
Wiatrak chodzi bez przerwy.

No dobrze, Pontusik, już oddaję klawiaturę!


To JA! PONTUS BIAŁY!
Ale rano był ruch! Jeszcze nie zdążyłem pokrzyczeć o śniadanie, kiedy zadzwonił telefon, MOJA porozmawiała i widać się zdenerwowała, bo zamiast do lodówki, poszła do łazienki i chlupała długo wodą, już myślałem, że wykąpie Świra! Ale nie, dała nam śniadanie, coś mamrocząc, że: "Jedna łyżka suchego na świńską twarz dziennie. Dzisiaj macie hotdogi".
Hotdogi nazywają się naprawdę Cavia Complete i są smaczne.

Potem przyszedł ten gościu, MOJA nazywa go Paweł, który mówi do mnie Zbyszek.
Kiedy był u nas, to telefon dzwonił i dzwonił, DRUGA dzwoniła i jakieś inne osoby, i Paweł dzwonił i do niego dzwonili, nie lubię tego, telefony są okropne.
Potem się uspokoiło, Paweł sobie poszedł, MOJA też poszła, a jak wróciła, to przyniosła buraki!!! Się pojadło.
A teraz spać, bo gorąco.



Wieczorem znowu podenerwuję Świra! Niech sobie nie myśli!

piątek, 16 lipca 2010

Witam!

Jestem Pontus, Ludzie mówią na mnie i moich kolegów - "świnki morskie". Niech im będzie. Ludzie to takie duże świnki, tylko bez futra i ten brak futra źle na nich wpływa. W sumie nie różnimy się tak bardzo - tyle, że my mamy cztery palce u nóg i trzy u rąk. A Ludzie po pięć.

Mój dom ma okrągłe wyjście i dwie półki, na których zawsze jest siano, a jak nie ma, to wystarczy zakwiczeć i MOJA przynosi.
Mieszkałem już w różnych miejscach, z różnymi świnkami i z różnymi Ludźmi. Czasem mnie biorą do ręki, wkładają do klatki, która się buja, a potem wyjmują w innym miejscu, denerwuję się wtedy i warczę trochę. Ale na szczęście nie zdarza się to często. Mieszkam z taką Ludzią - mówię o niej MOJA - która rzadko mnie bierze do rąk, więc robię co chcę i podoba mi się to. A jeśli trzyma mnie za długo, to wystarczy, że skubnę i zaraz mnie puszcza!
Teraz jestem sam, choć chciałbym mieć kolegę; tylko żeby mnie słuchał! Miałem takiego, dawno temu, ale najpierw poszedł do osobnej klatki (pewnie dlatego, że dziwnie pachniał), pilnowałem go bardzo, więc wrócił na trochę, ale potem zniknął całkiem. Martwiłem się, że go nie dopilnowałem, ale Ludzie byli dla mnie mili, więc chyba nie o to chodziło.
Później taki Człowiek, który mówi do mnie "Zbysiu", bo tak mnie nazywał, kiedy u niego mieszkałem, przyniósł Świra, takiego młodego, szarego, co się wszystkiego boi, ale jak tylko mu pozwoliłem zamieszkać w moim domu i jeść z mojej miski, to zaczął mnie gryźć. Teraz mieszka osobno, ale czasem chodzi w okolicy i wymyśla mi okropnie, a jak się spotkamy, to od razu gryzie.
W sumie nie jest źle, dostaję porządne jedzenie, ogórki, kukurydzę, i jeszcze chwalą mnie ostatnio, że schudłem

Od kilku dni tylko leżę i śpię.

Zadek mnie boli, tam, gdzie mnie Świr pogryzł, ale już się goi. Jest tak strasznie gorąco, że nic poza spaniem i jedzeniem od czasu do czasu nie da się zrobić. Przegryzłem trochę siana, zjadłem pomidora. MOJA dała mi wody, naprawdę zimnej, aż się przyjemnie pije... ale i tak najlepiej jest nasikać pod siebie i wtedy jest trochę chłodniej.
Świr siedzi gdzieś daleko, nawet jak wychodzę na spacer w nocy, to tylko czasami się odzywa i prawie nie czuję jego zapachu.
O, pojawiło się coś dziwnego na moim podwórku - pachnie zielonym! ONI mówią na to doniczka, muszę spróbować, co tam jest, ale trzeba się okropnie wspinać, chyba zrobię to później.
Trrrrrrr! co to, co to!
MOJA wstała i poszła TAM GDZIE NIGDY NIE CHODZĘ - mówią na to przedpokój. Stamtąd przychodzi DRUGA, która mnie zawsze bierze i głaszcze i dłubie mi w uszach. Ale teraz to był kto inny, mówił grubym głosem i pytał, czy nie lejemy wody na jego balkon na pierwszym piętrze? Nie wiem, co to piętro, ale BALKON to takie miejsce, gdzie wieją dziwne zapachy i zdarza się spotkać Świra. Nie chcę tam chodzić!
Mógłbym się ostatecznie spotkać z tym młodym, żółtym, on jest miły i nie wie jeszcze różnych rzeczy o świecie, na przykład tego, że trafiają się na nim tacy, którzy gryzą, Mnie to okropnie denerwuje, bo nigdy nie chciało mi się lecieć z zębami do kogoś, w końcu to tyle energii pochłania, a można ją spożytkować na jedzenie czegoś dobrego.
Trrrrrr! MOJA kicha! No, jak tak można straszyć świnki! Na wszelki wypadek zwiałem pod półeczkę.