Jak tupnę nóżką, to się królestwo rozleci.
Powiedziałem już, że mam kompletnie dosyć tych intruzów panoszących mi się po domu. Kompletnie.
Tymczasem znowu od tygodnia siedzi jeden puchaty pyskacz i jazgocze i rozrabia i wywrzaskuje. Widziałem się z nim tylko przez kratki, nawet miło pachnie, ale po co mi on? Tola dała mu od razu po warkoczu, a on twardo się do niej wyrywa. No i najgorsze, że jest taki strasznie szybki, Arni przy nim był po prostu zrównoważony, ten lata naokoło i lata, dobiera się nam do domu, odsuwa miski, rozwala tacę z kibelkiem, coś okropnego. Wczoraj przejechał tyłkiem po podłodze chyba z pół pokoju, czy on myśli, ze ja nie mam lepszych zajęć, tylko zacieranie jego szczeniackich smrodków?!
Nasza powiedziała, że on pojedzie sobie "dziewiątego marca" - ale żebym ja wiedział, czy to długo jeszcze? Bo nie wytrzymam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz