Zamieszkała u nas na trochę Toffi. Bo jej siostra miała jechać do Wrocławia z Eureką... Ale się pogryzły, więc Toffi nie pojechała. Bardzo pięknie pachniała, słodko, jak cukierek, uwielbiam podłogę, po której taka słodycz biega... i nie pozwolę nikomu się z tej podłogi zgonić! Mój jest ten kawałek podłogi, mój!
Ale Toffi udała się do innego domu, moja Duża zaś zrobiła sobie jakieś kuku (z łomotem, owszem) i potem działy się dziwne rzeczy, bo jakieś inne duże przychodziły wymieniać nam ściółkę, a ona tylko jojczała, że ją boli ręka. Jantara też bolała łapa, więc chodził i jojczał, a Duża owijała mu te łapkę jakimiś plasterkami i robiła zastrzyki, a ten kurak nic, tylko się skubie i sieka sobie futro.
Ten listopad to w ogóle katastrofa jakaś - mnie bolało z kolei oko i brałem krople.
W końcu przyjechali dwaj mali chłopcy - Norek i Nicek i siedzą do dzisiaj. Wrzaskliwe toto, tupocze, biega, smrodzi, rozrabia, wyżera tony siana i jak skończy, to krzyczy, że chce jeszcze, no coś okropnego!
Mniejszy z nich miał ciężko chorą wątrobę i nie wyrósł biedaczek, pewnie już taki nieduży zostanie, ale teraz jest całkiem miły na twarzy. Ten drugi to awanturnik okropny, ale na szczęście w awanturach nie używają zębów, bo tego bym nie zniósł - znaczy jakby się oni gryźli, bo do mnie żaden nie śmie nawet podejść...
I tyle na razie nowości.
A, Owca była, z tym Dużym, co grubo gada, ale nie czyściła mi uszu hahaha!
Wiecie, mówią, że się starzeję, ale ja tego nie widzę, futro mam puszyste,
tylko że nie chce mi się chodzić, tylko do miski i nic, tylko bym spał i spał.
No ale wiecie, zima jest...
Dobranoc ...