Akcja: Nie kradnij zdjęć!


sobota, 23 października 2010

W domu z gośćmi

Wróciliśmy do domu. Trochę śmierdzi nie wiem czym, ale jest w porządku, zza ściany słychać, jak sąsiadka bierze prysznic...
Wróciliśmy do mojej ulubionej klatki z półeczkami i trapem wyłożonym dywanikiem, z której można zawsze wyjść na podwórko. Do kanapy, za którą się tak fajnie włazi, a rano pod nią chodzi i gada.
Nauczyłem dzisiaj rano Tolę, jak wchodzić za kanapę, spodobało jej się, a nawet była lepsza ode mnie! Czasem jest z niej niezła zołza: siedzimy sobie na półce i jemy siano, a ta nagle do mnie z pyskiem. W dodatku nie wiadomo dlaczego. Ale ja jestem większy, więc mogę jej zastawić wyjście i spokojnie jeść. Ona się wtedy złości...aż podskakuje, taka jest śmieszna, jak skacze, to nic nie słychać. Zupełnie inaczej, niż ja.
Najlepszą zabawę mamy z tunelem. Można się w nim świetnie bawić w berka i chowanego, a najśmieszniej jest, jak się kawałek odkulga i trzeba za nim gonić!
I dostaliśmy świetne nowe norki, w których można się wygodnie układać.

Dzisiaj przyjechali goście.
Jakiś ludź, z tych co gadają grubym głosem przyjechał, a z nim pudła, a w pudłach inne świnki. Nic nie mówiły, tylko się szamotały i szeleściły. Potem jeszcze przyjechały inne dwie Panie (to tak się u ludzi nazywa, nauczyłem się, a co!) - starsza i młodsza - podsłuchałem, że to świnki z jakiegoś mini-zoo, czyli takiej zagrody w parku, gdzie mieszkały całym stadem, a teraz się zrobiło zimno i nikt ich stamtąd nie zabierał. Potem ten Pan z Grubym Głosem pojechał i zabrał część świnek, i tamte dwie Panie wzięły kilka a kilka zostało u nas. Są w drugim pokoju - ale nic nie mówią, więc udaję, ze nie wiem, że tam są. Jutro zobaczymy.

sobota, 2 października 2010

Nareszcie (?) razem

Przeprowadziliśmy się znowu w jakieś obce miejsce - inne mieszkanie, inne zapachy, ale ja już tu byłem, pamiętam, więc się nie przejmuję, a Tola, no ta, to się niczego nie boi, byle jedzenie było, to ona już gotowa na wszystko. Parę dni sobie chodziłem po podwórku i wzdychałem, bo Tola siedziała w swojej klatce, tylko nas MOJA wypuszczała razem w drugim pokoju, żebyśmy sobie pobiegali - jak mówiła, ale mnie się nie chciało, co ja biegać będę, i zaraz hyc! do norki i niech mnie znajdą.
Aż dzisiaj rano - prysły zasieki, otworzyły się bramy i ogrodzenia! Jesteśmy razem - tylko we dwoje. No i myszy na strychu - znowu przyjechały i rozrabiają całymi nocami.
Na początku, dwa, trzy wybiegi temu, to sobie myślałem: "Tola, Tola, jakaś ty wspaniała, Tola, bądź dla mnie miła, Tola..." A teraz widzę, że Tola to nie żadne takie bógwico!
Mieszkamy oboje w dwóch otwartych klatkach połączonych podwórkiem. Metraż nie za wielki, ale może być, wszystko jest, co trzeba, woda, siano, miska z jedzeniem, warzywa na śniadanie i kolację. Ale ta smarkula nic nie rozumie, rozpycha się, mówi mi, żebym się posunął, kładzie się na mnie i mruczy. Czy ja kot jakiś jestem?! O wreszcie sobie poszła - niestety do mojej klatki, niby prawda, że ja zająłem jej klatkę. One są takiej samej wielkości i wszystko jest w nich takie samo, więc nie wiem zupełnie, dlaczego jej się bardziej podoba w mojej?
Dzisiaj od rana tak sobie usiłujemy poukładać zasady. Muszę ją od czasu do czasu przywołać do porządku, boby tylko podskakiwała i wyjadała mi marchewkę. Co ja się naturkoczę! W końcu pokłóciliśmy się trochę o leżenie w polarowej czapce - no wiem, wiem, że to jest jej czapka, ale tak mi się podoba. Poza tym, no cóż, może Tola lubi podskakiwać, ale ja jestem większy!